Zapach farby olejnej i trochę wspomnień
Kiedy pierwszy raz otworzyłem tubkę farby olejnej, poczułem ten charakterystyczny zapach – ciężki, intensywny, trochę jakby czas zatrzymał się w pracowni sprzed stu lat. I to uczucie zostało ze mną na długo. Kto malował olejami, ten wie: to nie jest taka zwykła farba jak akryl czy akwarela. To jest cała historia, powolna, gęsta, wymagająca cierpliwości. Ale właśnie w tej powolności tkwi magia.
Bo malowanie olejem to trochę jak gotowanie bigosu – na szybko się nie da. Farba musi mieć czas, żeby się ułożyć, wyschnąć, czasem dniami leżakować na płótnie. W międzyczasie człowiek chodzi, patrzy, zmienia decyzje, a potem wraca i poprawia jeden, malutki szczegół. Niby nic, a cała praca nabiera nowego życia. Ehrlich gesagt – trudno to wytłumaczyć komuś, kto nie trzymał pędzla oblepionego gęstą warstwą farby.
Farby olejne to też rytuał. Wyobraź sobie pracownię: w kącie stoją kubki po kawie, na parapecie zaschnięte pędzle, a na podłodze – oczywiście – plamy, które nigdy już nie znikną. I to jest piękne. Każdy artysta wie, że tworzenie to nie tylko obraz, to cały bałagan, chaos i proces. A z tego chaosu rodzi się coś niezwykle osobistego.
Niektórzy twierdzą, że to technika trudna, staroświecka, że teraz szybciej i prościej można osiągnąć efekt akrylem czy nawet sprayem. Ale mal unter uns – kiedy patrzysz na obraz olejny, widzisz głębię, której nic nie zastąpi. Nawet jeśli sam nigdy nie próbowałeś, wystarczy spojrzeć na klasyków: Rembrandt, Van Gogh, Vermeer. Każdy z nich zostawił na płótnie kawałek siebie, a medium było jedno – olej.
I tu pojawia się współczesność. Bo teraz dobre farby olejne wcale nie są niedostępne. Wręcz przeciwnie, można je znaleźć łatwo, czasem zupełnie przypadkiem, przeglądając strony jak Smokace. Brzmi dziwnie? Może. Ale to właśnie jest urok tych czasów – sztuka nie musi być gdzieś daleko w muzeum. Można zacząć tu i teraz. Z prostą tubką farby, płótnem i odrobiną cierpliwości.
Bo malarstwo olejne to nie tylko obrazy, to też codzienny trening patrzenia. Widzisz świat inaczej, wolniej, z większą uważnością. I nawet jeśli nigdy nie powiesisz swojego dzieła w galerii, to nie szkodzi. Najważniejsze, że podłoga, stół, dłonie i dusza są trochę ubrudzone kolorem. A to już coś.